No cóż, noc była trochę zimna (zapewne grubo poniżej zera bo woda w kiblu i szyby w pokojach zamarzły). Ale śpiworki i my przy okazji spisaliśmy się doskonale i wspólnie razem spaliśmy smacznie tylko krótko niestety. Już o 6 rano wyszliśmy po lodowatym niby to śniadaniu z lodowatej stołówki na mniej lodowate powietrze. Już parę minut po 8 rano byliśmy w Gorak Shep gdzie mamy następny nocleg.
I do dzieła, przecież dzień dopiero się zaczyna !.
Szybka zupka i już, już mamy wychodzić do Bazy po Everestem gdy okazuje się, że nasz przewodnik Gokul ma problemy żołądkowe. No cóż, wczoraj po jego wyraźnym oświadczeniu że kurczaki w Lobuche są świeże, złamaliśmy naszą zasadę niejedzenia mięsa i zamówiliśmy we trójkę (Gokul też aby nas ostatecznie przekonać) po porcyjce kurczaka z ryżem. Ja skończyłem go w połowie (coś mi nie tak pachniało), Paweł z Gokulem zjedli w całości. Mamy nadzieję że już więcej ofiar wiary w szybkość transportu kurczaków na wysokość 5000 mnpm nie będzie