Uff, to był nasz najwyżej położony nocleg, prawie 5200 mnpm. Spaliśmy nie najgorzej (aż do 8 rano, chyba pierwszy raz tak długo od początku treku),. ale jednak nie tak dobrze jak na niższych wysokościach. Pawła bolała głowa, wziął Nurofen i już dalej było OK. O dziwo był cieplej niż w Lobuche które jest jednak nieco niżej.
Jednak nie jest tak dobrze – Paweł też odczuł wczorajszego kurczaka. Na szczęście dzielnie to znosi, więc idziemy w dół. Spadamy.
Po wczorajszych eskapadach dziś prosty dzień. Wreszcie schodzimy z zatłoczonej doliny pod Everestem i odbijamy w bok w stronę przełęczy Chola Pass i doliny Gokyo, gdzie spodziewamy się mniejszej ilości ludzi. Jest to trudna przełęcz i może wreszcie nie będzie karawan jaków i kolumn japońskich (i nie tylko) turystów.
Po drodze zachodzimy do włoskiej piramidy czyli Italian Research Centre. Mamy szczęście – wraz z włosko - szwajcarską parą jesteśmy ugoszczeni herbatką i zwiedzamy ten kawałek Europy w centrum Himalajów. Nawet kaloryfery są ! Pewnie i w pokojach tez mają ciepło. Niezwykle sympatyczny Włoch z placówki sporo nam opowiadał o programach badawczych Instytutu. Właśnie realizują projekt zakładania w szerpańskich wsiach przydomowych szklarni, tak aby Szerpowie nie tylko ziemniaki hodowali. Naprawdę inspirujące. Zresztą w kilku innych wsiach spotkaliśmy już różnego rodzaju finansowane z datków placówki (przeważnie szpitaliki i szkoły) , pracujące na rzecz miejscowej ludności. Niektóre z nich prowadzą nawet pogadanki dla turystów na temat choroby wysokościowej. Nawet ciekawie było.
Końcówka dnia upłynęła w chmurach i zamiast widoków mieliśmy przynajmniej po raz pierwszy pusty szlak.
Do Dragnank docieramy ok 14 tej. Dobrze że nieoceniony Sange był przed nami dobre 2 godziny wcześniej i zajął nam ostatni wolny pokój !. Inaczej nocka w namiocie które stoją obok budynku. Chociaż to tak naprawdę chyba wszystko jedno – i tak nikt tu niczego nie ogrzewa i nie dociepla.