Miało być szybko w dół, aby do Namche Bazar. I rzeczywiście tak było, ale nagle zmieniła się pogoda. zamiast wczorajszych chmur, mgły i ogólnego przygnębienia pojawiło się słońce.
To był nasz jeden z najpiękniejszych dni w Himalajach. Trasa wiodła w dół a przed nami roztaczały się widoki na kolejne doliny, kolejne szczyty, kolejne wsie. Było zielono i ciepło. Miło było popatrzeć nie na skaliste turnie, przygnębiające lodowce, połacie śniegu ale na pełne życia doliny.
Znowu zaczęliśmy rozmawiać o następnej wyprawie - może tam gdzie cieplej ?
Dzień zakończył się ucztą u przyjaciół Gokula którzy pozwalają nam korzystać z internetu. Ufundowaliśmy z Pawłem koguta (żywego, wybieganego na 4000 metrów). Kosztował nas co prawda tyle co ćwierć krowy ale wart było. Gokul wraz z kumplami zarżnął go zapewne ostrym narzędziem i przygotował w curry z ryżem oczywiście. My dołożyliśmy jeszcze słynne "szwagierki" i uczta była na całego. Trochę tylko głupio czuliśmy się bo wszyscy jedli i ryż i kurczaka rękoma. Na szczęście Gokul nas uratował, załatwił 3 łyżki i dalej już było OK.